Reklama

Od piątku 18 Marca w brytyjskich kinach Mój dług - kontynuacja historii opowiedzianej w głośnym filmie Dług.

Czwartek, 17 Marzec 2022

W 1999 roku jego historię zekranizował Krzysztof Krauze. W głośnym „Długu” pokazał jak bezsilność i brak zaufania do organów ścigania może doprowadzić zwykłego człowieka do ostateczności. Ponad 20 lat później drogę do ułaskawienia Sławomira Sikory pokazują twórcy nowego filmu - „Mój dług”.

ZWIASTUN - https://www.youtube.com/watch?v=5DQ4tz_SUFc&t=6s

Pełna lista kin gdzie odbędą się pokazy na www.ukfilmy.pl

Zabił bo musiał. Przetrwał bo potrafił.

Młody przedsiębiorca Sławomir Sikora (Bartosz Sak) prześladowany przez bezwzględnego bandytę dopuszcza się morderstwa w obronie swoich najbliższych. Skazany na 25 lat więzienia trafia za kraty, gdzie musi walczyć o przetrwanie w środowisku recydywistów skazanych za najcięższe zbrodnie. Pozbawiony nadziei na sprawiedliwość, odizolowany od tych, których kocha (w roli narzeczonej Anna Karczmarczyk), musi znaleźć w sobie siłę, by przeżyć i pozostać sobą. Każdy dzień tutaj jest walką o zachowanie godności i człowieczeństwa. Jest grą o życie, toczącą się według wyjątkowo brutalnych reguł. Sikora podejmuje tę walkę i nie daje się złamać. Uczy się zyskiwać sojuszników i przyjaciół, zdobywać szacunek i lawirować pomiędzy więziennymi subkulturami. Dzięki przyjaźni ze skazanym za zabójstwo uciekinierem z Legii Cudzoziemskiej (Piotr Stramowski) oraz pomocy działaczki na rzecz praw człowieka (Olga Bołądź), Sikorze udaje się uwierzyć, że jeszcze nie wszystko jest dla niego stracone. Ale kluczowe decyzje zapadają daleko za murami…
Nie będzie przesady w stwierdzeniu, że o tej sprawie mówiła w latach 90. cała Polska. Dwaj nękani przez bezwzględnych bandytów młodzi ludzie powiedzieli: dość! Ofiary stały się katami. Bezwzględni oprawcy zginęli z rąk naiwnych i bezbronnych przedsiębiorców, których terroryzowali, licząc na łatwy zarobek. Człowiek zamordował człowieka, łamiąc prawo ludzkie i boskie. Sławomir Sikora i Artur Bryliński, szantażowani przez ponad rok przez Grzegorza G. oraz jego ochroniarza Mariusza K., torturowani by wymusić zwrot rzekomo pożyczonych pieniędzy wraz z drakońskimi odsetkami, szukali pomocy na policji, próbowali działać też w świetle prawa. Ale gdy wszystkie tradycyjne sposoby zawiodły, gdy zorientowali się, że nie mogą liczyć na nikogo poza sobą, zabili, by uratować siebie i swoich bliskich. 

 

 

Nie chcieli tego robić, z początku zamierzali Grzegorza G. i Mariusza K. po prostu nastraszyć, użyć narzędzi terroru stosowanych z lubością przez ich oprawców, jednak tamci śmiali im się w twarz. Krzyczeli, że teraz dopiero Sikora i Bryliński będą cierpieć. Pozostawieni bez wyboru, zastraszeni zabili.

Ich tragedia rozpoczęła się w 1993 r. i trwała miesiącami. W marcu 1994 r. doszło do zbrodni, a kiedy mężczyźni trafili w ręce służb policji oraz wymiaru sprawiedliwości, rozpoczął się pierwszy, kilkuletni, etap ich gehenny. Już wtedy było im trudno oswoić się z tym, co się stało – kim oni się stali. W końcu w listopadzie 1997 r. zapadł wyrok dla obu oskarżonych,: 25 lat pozbawienia wolności, wliczając w to okres od 1994 roku, który już spędzili w zamknięciu. 

Każdy, kto słyszał w latach 90. o sprawie Sikory i Brylińskiego, śledził telewizyjne doniesienia na ich temat, czytał niezliczone artykuły prasowe, rozmawiał z przyjaciółmi i kolegami w pracy o tym, co ich spotkało, zadawał sobie – otwarcie albo w skrytości ducha – pytanie: jak bym postąpił/postąpiła na ich miejscu? Refleksja tyleż wymuszona przez sytuację i medialny szum towarzyszący sprawie Sikory i Brylińskiego, co zgoła uniwersalna – niczym u Szymborskiej w „Minucie ciszy po Ludwice Wawrzyńskiej”: Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono. Mówię to wam ze swego nieznanego serca. Co byśmy zrobili, by uwolnić się od brutali, z którymi nie da się negocjować? Jak byśmy walczyli o dobro swoje i swoich bliskich? Czy złamalibyśmy prawo? A może zagryźlibyśmy zęby, pożyczyli jakoś pieniądze i zapłacili? Nikt tego nie wie… 

Po latach do tych pytań dołączyły inne, przy czym najważniejsze z nich – i zarazem najbardziej brutalne w swojej dojmującej prostocie – brzmiało: czy wytrzymalibyśmy w więzieniu dekadę, nie zapominając o tym, kim byliśmy wcześniej, w co wierzyliśmy, jak myśleliśmy, planowaliśmy, kochaliśmy? Jak nietrudno się domyślić, ta refleksja była znacznie trudniejsza do przetrawienia, zwłaszcza że docierające zza granicy kino więzienne nie pozostawiało wątpliwości, że pobyt za kratami zmienia człowieka na dziesiątki różnych sposobów. O sprawie Sikory i Brylińskiego po wyroku ucichło. Ludzie, którzy śledzili ich losy z wypiekami na twarzy i setkami kotłujących się w głowie pytań, wrócili do normalnego życia, podczas gdy skazani za zbrodnię, do której zostali zmuszeni, próbowali z lepszym lub gorszym skutkiem przetrwać swą katorgę. 

I nagle znów zrobiło się o nich głośno za sprawą przejmującego „Długu” Krzysztofa Krauzego. Tamten film, choć sam w sobie wyśmienity i zdecydowanie zasługujący na zdobyte przez kolejne dekady miano jednego z najlepszych polskich obrazów post-transformacyjnych, nie był jednak ani quasi-dokumentalną relacją z tragicznych wydarzeń z życia Sikory i Brylińskiego, ani próbą opowiedzenia o nich w biograficznej formule. Krauze zainspirował się ich historią, zaczerpnął to, co pasowało do jego wizji, pozmieniał nazwiska i tożsamości, dodał elementy fabularne, po czym nakręcił sensacyjno-filozoficzny traktat o zbrodni, karze i tym, co zawiera się pomiędzy. Film zostawiał pytania, ale niekoniecznie te związane z tym, jak było naprawdę.

„Dług” wiele zmienił w życiu Sławomira Sikory. Mężczyzna nie poddawał się, znajdując coraz to nowe sposoby, by rozpalać permanentnie osłabianą przez więzienie nadzieję – zaangażował się w prace twórcze w Klubie Literackim „Bartnicka 10”, prowadził radiowęzeł, zyskiwał szacunek i zaufanie strażników, inspirował kolegów do wytrwałości – jednak film dał mu zupełnie nowy rozpęd. Zwrócił też na niego uwagę ludzi, którzy znaleźli sposób, żeby mu w końcu pomóc. Rozpoczęła się trwająca kilka lat walka o prezydenckie ułaskawienie, w trakcie której Sikora i jego pomocnicy zebrali na żywo i w raczkującym internecie – przed czasami YouTube’a, Facebooka i mediów społecznościowych – kilkadziesiąt tysięcy podpisów od ludzi, którzy uwierzyli, że ofiara, która stała się katem, wykazała się wystarczającą chęcią resocjalizacji. Że czas oddać Sikorze wolność. 

Udało się w 2005 roku, kiedy Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Aleksander Kwaśniewski podpisał Akt Łaski. Od tamtego czasu Sławomir Sikora stał się nowym człowiekiem, biznesmenem, społecznikiem, aktywistą, próbując cieszyć się każdą chwilą, która została mu dana. Nie zapomniał natomiast o swoim długu, zarówno wobec innych osadzonych, którym zawsze starał się pomagać na tyle, na ile pozwalały mu więzienne ograniczenia, jak i wobec praworządnego społeczeństwa. Jego autobiograficzny „Mój dług”, napisany jeszcze w więzieniu, zdobył mu rzesze fanów i zwolenników, pokazując, że Sikora potrafi przekuwać swoją tragiczną historię w ważkie myśli i słowa. Nic dziwnego, że w głowie kołatał mu się przez wiele lat pomysł na film opowiadający o tym, co przeżył w drodze do odzyskania wolności. 

Ta historia warta jest opowiedzenia językiem głównego bohatera. Nie dla karmienia własnej próżności, nie dla uciszenia wyrzutów sumienia  tylko chociażby po to, by przedstawić wersję historii widzianą jego oczami, która wcześniej została wykorzystana jedynie fragmentarycznie. By „wyprostować” kilka faktów. A także by pokazać, co stało się z nim po aresztowaniu - czyli pobyt w więzieniu i bolesne przepychanki z bezosobowym systemem, który wedle relacji Sikory jest zbyt toksyczny oraz nieprzemyślany, ażeby móc prawdziwie resocjalizować. O tym i wielu innych aspektach opowiada „Mój dług” Denisa Delića i Bogusława Joba, napisany przez Andrzeja Sobka przy współpracy Sławomira Sikory na bazie jego wspomnień.

Komentarze
Notowania walut
Pogoda w Angli
reklama